środa, 30 kwietnia 2014

Czarodziej

Czasami mój tata przychodzi zmęczony z pracy i wtedy nie wolno mu przeszkadzać. Czasami na dodatek w telewizji jest mecz i nasi przegrywają, i wtedy już zupełnie nie wolno mu przeszkadzać.
W środę do tego wszystkiego wirus w komputerze zjadł  bardzo ważne coś, a ja zgubiłem nową łyżworolkę. Mama stukała w klawiaturę, bo musiała rano oddać artykuł do redakcji i nie miała czasu zrobić obiadu, a ja chciałem, żeby tata poszedł ze mną do parku poszukać tej łyżworolki, bo na pewno nie zginęła tak całkiem ani nikt jej nie ukradł. Po co komu jedna? Pies chciał iść z nami, więc szczekał.
Ale tata wcale mnie nie słuchał. Ani psa. Powiedział, że chciałby mieć święty spokój, górę pieniędzy i normalną rodzinę. I że artykułu nie da się zjeść na obiad, a łyżworolkę mógł zgubić tylko taki roztrzepaniec jak ja. Tak powiedział. Wtedy do drzwi zapukał czarodziej.
- Ja do pana - rzucił niedbale w stronę taty. - Został pan wylosowany w konkursie na najszczęśliwszego człowieka. Mogę spełnić pana trzy życzenia. Tylko trzy. Ani jednego więcej.
- Weź dla mnie tę żółtą sukienkę, którą oglądaliśmy wczoraj - wychyliła się ze swojego pokoju mama.
- A dla mnie koparkę i rower górski, i taki dres, jak ma Jacek, i, proszę pana, jeszcze komputer, bo jak mama pisze, to ja nie mogę grać, i perkusję, i wakacje z wielbłądem - zagalopowałem się.
Pies patrzył przymilnie w oczy gościa i popiskiwał. Na pewno chciał górę kości i spacer co godzinę.
- Sza - czarodziej położył palec na ustach i natychmiast wszyscy zamilkliśmy.
- Ja do pana. T y l k o  do pana - powtórzył.
- Ja bym chciał, proszę pana, mieć spokój, górę pieniędzy i normalną, cichą rodzinę - powiedział tata i wrócił na kanapę oglądać mecz.
I wtedy my zniknęliśmy. Ja, mama i nasz pies. To znaczy nie zniknęliśmy tak do końca, bo chociaż tata nas nie widział, to my jego bardzo wyraźnie. Staliśmy się tylko niewidzialni.
Tata dostał nową rodzinę i górę pieniędzy, i chyba spokój też, bo nagle zrobiło się tak cicho jak nigdy. Nowa mama wyglądała jak pani z reklamy proszku do prania i na pewno nie zapominała o obiedzie, uwielbiała odkurzać dywany, a kiedy prała, to nigdy nie zdarzało jej się wrzucić czerwonej apaszki razem z białymi koszulami. Nowy ja byłem ślicznie uczesany i wyglądałem jak synek tej pani z reklamy. Na pewno odrabiałem lekcje. Może nic poza odrabianiem lekcji nie robiłem, bo w tej nowej taty rodzinie nie było nawet psa, którego mógłbym wyprowadzać na spacer.
Tata chyba niczego nie zauważył, bo cały czas gapił się w telewizor.
I wtedy nasi strzelili gola.
- Jeeest!!! - krzyknął. - Kochanie, wygrywamy! Kupię ci tę sukienkę! Co tam, kupię ci trzy sukienki!
Nowa mama stanęła w progu pokoju, uśmiechnęła się miło i powiedziała:
- Ależ dziękuję, kochanie. Wystarczą mi te, które mam.
Tata zdębiał.
- Kuba! - krzyknął. - Idziemy szukać łyżworolki.
- Jakiej łyżworolki? - zapytałem nowy ja. - Przecież nigdy niczego nie gubię.
- Gdzie pies? - szepnął tata.
- Nie mamy psa. Tylko hałasuje i wszędzie zostawia kłęby sierści - powiedziała nowa mama.
- Czarodziej!!! - krzyknął tata strasznym głosem.
I czarodziej się zjawił.
- Proszę się zabierać z tym wszystkim - powiedział tata. - Nie życzę sobie żadnych magicznych sztuczek. Rezygnuję z wygranej.
- No, chyba że tak - powiedział czarodziej i wszystko wróciło na swoje miejsce. My też.
- Kupię ci sto sukienek - powiedział tata i przytulił mamę, mnie i psa.
A potem poszliśmy do parku i znaleźliśmy łyżworolkę, i rzucaliśmy psu patyki, i jedliśmy lody. Trochę się wygłupialiśmy, trochę hałasowaliśmy i było bardzo, bardzo świetnie.

6 komentarzy: